piątek, 23 maja 2014

Nigdy nie jest za późno

Okoliczności i przyzwyczajenia nie zawsze sprzyjają wylewności. Ludzie też są różni, więc wypadałoby nie oczekiwać na siłę słownego okazywania uczuć. Nawet od najbliższych.
Pewnie kiedyś ten tekst dotrze do mojej mamy, dlatego od razu mówię: mamo, spokojnie, nie przyniosę większego wstydu niż zwykle.

Wychowywałam się w domu pełnym miłości. Wg mnie trudnej miłości. Trudnej, ponieważ nie tak łatwo jest chyba obdzielić miłością i uwagą czwórkę dzieci. Oczywiście są skrajniejsze przypadki, jak choćby 5, 6, 10 dzieci, ale nie o tym tu. Chciałabym opowiedzieć Wam, jak COŚ może się zmienić…

Jestem uciekinierką. Z małej wioski otoczonej lasami i polami (tylko gór brakuje) uciekłam do wielkiego, głośnego, ludnego miasta. Zakochałam się w jego wrzasku, ruchu, tłoku. W tym, czego przez 20 lat przeżytych na wsi mi brakowało. Wszystko w sumie byłoby w porządku, gdyby nie to, że czasem rzeczywiście czuję się jakbym uciekła. Jest tak dlatego, że zachłychnięta nowym otoczeniem zaczęłam coraz rzadziej bywać w domu. A kiedy już nauczyłam się obsługiwać akademikową pralkę, ograniczyłam odwiedziny w domu do stałych 4 okazji w roku (w kolejności: imieniny taty, Wielkanoc, imieniny mamy, Boże Narodzenie) i ewentualnych przelotówek „w razie potrzeby”. Automatycznie jestem więc jakby na własne życzenie wykluczona z życia rodzinnego, co uświadomiłam sobie dopiero wtedy, gdy zauważyłam szybki rozwój swojego małego siostrzeńca, który nagle zaczął mówić, nagle zaczął biegać, skakać, wrzeszczeć, kiedy w obecnym roku szkolnym zaczął chodzić do przedszkola. Moje siostry się raczej nie zmieniają (przynajmniej wizualnie), za to mój młodszy brat mnie przerósł! Już nie mogę nazywać go per Malutki, bo teraz to ja jestem najmniejsza (poza siostrzeńcem) w domu i to on woła na mnie Maleństwo. O rodzicach powiedzieć mogę tyle: tata poddał się roli dziadka, mama wciąż powtarza, że jest żoną dziadka. ;)

Tak więc zmiany widać mniej lub bardziej. Żal mi trochę tego, że mnie to wszystko omija. Tęsknię za zasypywaniem mamy bzdurnymi opisami swojego dnia rodem z gimbazjum, których miałam wrażenie, że nie ma czasu i ochoty słuchać. Nie chcę wylewać żali, wbrew pozorom ten wpis ma mieć pozytywną puentę. Zawsze czułam się jakaś inna w domu. Zapomniana, odstawiona w kąt, bo jakoś sobie radzę. Przez baaardzo długi czas miałam to za złe rodzicom, że tak niewiele uwagi mi poświęcali. Mnie – leniwej pierdółce, która zwykła twierdzić, że ma „syndrom trzeciego dziecka” (trzeciego z czterech: pierwsze tatusia, drugie mamusi, czwarte najmłodsze = cycuś rodziców).

Teraz jest jednak inaczej. Wydaje mi się, że odkąd się wyprowadziłam, dogadujemy się znacznie lepiej. Uwielbiam gadać z mamą przez telefon, a każda taka rozmowa trwa minimum pół godziny. Choć nie robimy tego codziennie, to i tak bardzo to lubię. Tato, jaki był taki jest – nie emanuje głębszymi uczuciami na odległość, trzyma je raczej w sobie, no i nie lubi gadać przez telefon. :P Dlatego doszłam do wniosku, że jest typem człowieka, który woli być i czuć czyjąś obecność. Mama rozmawia i przytula, kiedy jestem w domu. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna.

O to właśnie chodzi w tym wpisie. Nigdy nie jest za późno, żeby dojrzeć do tego, czym jest miłość. Nie trzeba o niej mówić głośno, choć to ważne. Zazdrościłam zawsze siostrzeńcowi tego, że moja siostra tak często mu powtarza, że go kocha. Moi rodzice nie pamiętam, żeby tak robili. Ale to pewnie dlatego, że ich rodzice… etc. Ale czasem warto zrobić niewielki pierwszy krok i wysłać rodzicom po sms-ie o treści „Kocham Cię.” Sms to nic wybitnego, ale dla mnie to był ogromny wysiłek, walka z długoletnimi skrywanymi wyrzutami w kierunku rodziców, o których pewnie nie wiedzą, zazdrością o rodzeństwo itd. Teraz nie jest jakoś super, jest w sam raz. Już nie płaczę na dźwięk tych słów w słuchawce, chociaż nie ukrywam, że w tej chwili łzy cisną mi się do oczu.

Dlatego mówię: nigdy nie jest za późno, żeby zacząć w pełni okazywać uczucia bliskiej osobie. Jestem dumna z tego, że mój spaczony umysł i skrzywione serducho są w stanie wykrzesać z moich ust: i ja Ciebie też kocham, mamo.


zdj: 1
zdj. 2: archiwum własne


Wpis został przeniesiony z mojego innego bloga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz